Trzonka kocha Maryję
Tysięczne rzesze pątników modliły się przy górskiej kaplicy w Beskidzie Małym.
W Beskidzie Małym, idąc zielonym szlakiem z Porąbki w kierunku przełęczy Kocierskiej, na Trzonce, obok źródełka, spotykamy pięknie położoną kapliczkę z obrazem Matki Bożej Śnieżnej, która stoi tu od XVIII w. Jest pod administracją parafii Narodzenia NMP w Porąbce.
Tu każdego roku, w pierwszą niedzielę sierpnia, odprawiana jest o godz. 12-tej Msza Św. odpustowa. Zgodnie z tradycją w bieżącym roku 7 sierpnia wokół kapliczki zgromadziły się niezliczone rzesze wiernych z okolicznych miejscowości i dalszych rejonów Polski, aby przeżyć w tym niezwykłym miejscu, uroczystą Eucharystię.
Koncelebrowanej Mszy Św. przewodniczył wikariusz generalny diecezji bielsko-żywieckiej ks. dr Marek Studencki z udziałem zaproszonych księży z sąsiednich parafii oraz misjonarza z Rwandy.
Uroczystość odbyła się przy pięknej słonecznej pogodzie, w cieniu bujnej przyrody rosnącej na górskim grzbiecie, uświetnionej grą Orkiestry Dętej z Roczyn, w obecności pocztów sztandarowych Związku Podhalan Oddziału Górali Żywieckich oraz PTTK u z Andrychowa.
W homilii wygłoszonej przez ks. dr Marka usłyszeliśmy różne przykłady jak działa Matka Boża m.in. kaznodzieja przytoczył ciekawą historię ,jedną z wielu, cudu, który miał miejsce w Lourdes na początku XX w. Do francuskiego lekarza prof. dr Alexis Carrel’a, uczonego, cenionego praktyka zgłosili się rodzice dwudziestoparoletniej jego pacjentki Marie Baily, która była chora na gruźlicę w ostatnim stadium choroby. Poprosili lekarza , aby pomógł im, w dotarciu z córką do Lourdes. Aby tam skorzystać z ostatniej deski ratunku.
Dr Alexis Carrel, niewierzący, zaczął się śmiać twierdząc, ze ona nie przeżyje tej podróży, że jest w stanie agonalnym, że w podróży umrze. A Lourdes to bujda, to zbiorowa histeria. Rodzice przekonali jednak lekarza, który się zgodził z dwóch powodów: po pierwsze, że będąc dobrym lekarzem nie chciał zostawić swojej pacjentki bez opieki i po drugie, bo chciał przekonać się na własne oczy, że Lourdes to jest jedna wielka zbiorowa mistyfikacja, że ludzie tam sobie to wszystko wymyślają. W Lourdes dziewczyna znalazła się przy cudownym źródle i kiedy włożono ją do lodowatej wody na jej ciele pojawiły się rumieńce. A była bardzo blada i nie było z nią żadnego kontaktu. Wtedy lekarz zobaczył, że coś się zmienia, sądząc że to szok wywołany kontaktem z zimną wodą. Potem w Domu Pielgrzyma zaczął z nią rozmawiać i stwierdził, że ma do czynienia z zupełnie zdrową pacjentką. Sprawdził historię jej choroby i okazało się, bez cienia wątpliwości, że była chora na gruźlicę a teraz jest całkiem zdrowa.
Poszedł do kościoła. Klęknął przed figurą Matki Boskiej i zaczął się modlić tak: „Ty na moją niewiarę i kpinę z rzeczy świętych odpowiedziałaś cudem. Proszę Cię, żebym teraz do tej księgi jaką jest moje dotychczasowe życie, mógł dopisać jeszcze jeden, tym razem lepszy rozdział”. Opisując to wydarzenie w medycznym czasopiśmie, ściągnął na siebie krytykę środowiska lekarskiego we Francji, z powodu której wyjechał do USA. Tam dokonał dwóch wielkich odkryć w dziedzinie medycyny, dzięki którym został laureatem nagrody Nobla w dziedzinie medycyny. Do końca życia pracował w Kole Lekarzy w Lourdes, weryfikując prawdziwość cudownych uzdrowień.
Gdy patrzymy na postać tego lekarza, tego czego doświadczył, widzimy jak działa Matka Boska. Ona uzdrowiła chorą dziewczynę. I to był cud. Ale również za tym stało nawrócenie lekarza. MB widzi, ze trzeba ratować życie doczesne, ale o wiele ważniejsze jest życie wieczne. I ten lekarz został uratowany od wiecznego potępienia. Mało tego, Matka Boska całkowicie przeprogramowała jego życie.
My też nie możemy być pewni, gdy tu przychodzimy z modlitwami, prośbami, że MB da nam dokładnie to, o co prosimy. Ona zawsze daje więcej i lepiej. Jest Matką, która nas kocha. Daje nam to, czego akurat potrzebujemy.
Na zakończenie kaznodzieja stwierdził: Stawiajmy wszystko na Maryję, bo ona znajdzie obok Jezusa miejsce dla każdego z nas. Wołamy dziś : „przybądź nam miłościwa Pani ku pomocy, a wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy".
Tekst i zdjęcia: Urszula i Andrzej Omylińscy